Śmierć wielkiego pecha miała, gdy swe żniwo zebrać chciała.
Rachu ciachu, plany trochę jej pokrzyżowała
pewna rodzina zupełnie nikomu nieznana.
Śmierć kosą machnęła, lecz nikogo nawet nie drasnęła.
Jeszcze raz się więc zamachnęła,
ponoć z większą siłą rażenia.
I tym razem nikogo z zebranych nie dziabnęła.
Rozwścieczona z furią śmiertną,
pośmiertne walki toczy, bo rodzina niczym
żuk kamień swój dalej toczy.
Niby ciało w trumnie leży, łza się gdzieś za pałętała
ale radość też jest wielka, większa niźli morwa biała.
Rodzinka cała się zjechała, swoim widokiem wielce rozradowana,
zmarły też się tam uśmiecha, koniec końców jego strzecha.
Kondukt zaczął swoją drogę, piasek wbija mi się w nogę,
buty dalej uwierają, wiatr poczochrał moją głowę,
do kościoła już dobija, jak przypływu wielka siła,
ciało w ziemi się rozkłada, dusza się rozradowała
koniec bólu trosk i mąk, teraz niebo go pochłania.
Śmierć odeszła pokonana, niby ciebie mi zabrała
lecz oboje dobrze wiemy, czego pragnie Ten tam z dala.
Rachu ciachu, plany trochę jej pokrzyżowała
pewna rodzina zupełnie nikomu nieznana.
Śmierć kosą machnęła, lecz nikogo nawet nie drasnęła.
Jeszcze raz się więc zamachnęła,
ponoć z większą siłą rażenia.
I tym razem nikogo z zebranych nie dziabnęła.
Rozwścieczona z furią śmiertną,
pośmiertne walki toczy, bo rodzina niczym
żuk kamień swój dalej toczy.
Niby ciało w trumnie leży, łza się gdzieś za pałętała
ale radość też jest wielka, większa niźli morwa biała.
Rodzinka cała się zjechała, swoim widokiem wielce rozradowana,
zmarły też się tam uśmiecha, koniec końców jego strzecha.
Kondukt zaczął swoją drogę, piasek wbija mi się w nogę,
buty dalej uwierają, wiatr poczochrał moją głowę,
do kościoła już dobija, jak przypływu wielka siła,
ciało w ziemi się rozkłada, dusza się rozradowała
koniec bólu trosk i mąk, teraz niebo go pochłania.
Śmierć odeszła pokonana, niby ciebie mi zabrała
lecz oboje dobrze wiemy, czego pragnie Ten tam z dala.
Komentarze
Prześlij komentarz