Wizje przyszłości naszej planety, ludzkości i istnienie tak zwanych "obcych".
© foto: Warner Bros. Entertainment Inc.
© foto: Warner Bros. Entertainment Inc.
Fascynujący temat przyszłości naszej Planety, wizji świata za kolejnych tysiąc lat. Nowoczesne technologie, zanieczyszczenie środowiska, wirtualna rzeczywistość, mutacje genetyczne, eksperymenty i badania wszystko to wpływa na kształt współczesnego i przyszłego świata. Dynamika, która pcha Nas w nieznanym kierunku, być może destrukcyjnym. Takie obrazy przyszłości są najczęściej spotykane, zagłada Ziemi, ludzkości a nawet Galaktyki (czy to w ogóle możliwe?). Co jest dziś prawdą, co zaś jest fikcją? Realność zaciera swoje granice, a może po prostu je poszerza. Empiryczne doznania były kiedyś istotne, czy można doznać czegoś realnie przez ekran komputera, tabletu, telefonu lub innego ustrojstwa?
Przyszłość już tą najbliższą widzę tak (z przymrużeniem oka): drony latające nad ludzkimi głowami jak muchy, rażące obrazami ekrany zajmujące każdą wolną przestrzeń, komunikaty napływające do człowieka z każdej strony, ludzie wyglądający jak mieszkańcy Kapitolu z "Igrzysk śmierci". Łatwo się zatracić w dzisiejszych czasach, nic nie jest jednowymiarowe, jednoznaczne czy proste.
Jaki będzie świat za tysiąc lat, tego nigdy się nie dowiem (nie wierzę w reinkarnację). Być może dlatego lubię filmy, których twórcy ukazują swoje wyobrażenia na ten temat.
"Matrix" zapoczątkował tą fascynację, która trwa do dziś. Gdy do kin wszedł "Jupiter. Intronizacja" twórców "Matrixa" wiedziałam, że muszę go zobaczyć. Oba filmy mają wiele wspólnego. W "Jupiterze" wyraźnie widać wpływy "Matrixa". W obu filmach, ludzie są traktowani jak towar, surowiec do produkcji. I tak w "Matrixie" ludzie hodowani są a następnie przetwarzani na energię dla maszyn, zaś w "Jupiterze" z ludzi tworzy się substancję, która przywraca młodość istotom zamieszkującym inną planetę. Istnienie cywilizacji wyżej rozwiniętej od ludzkiej, czy tego się właśnie obawiamy, a może powinniśmy zdać sobie sprawę że człowiek nie jest Panem i twórcą wszechświata. Jakie było przesłanie Wachowskich w obu filmach tego można się jedynie domyślać.
"Jupiter" obfituje w różnorodnych bohaterów, w Matrixie były maszyny i agenci, ludzie żyjący w świecie "Matrixa" oraz mieszkańcy Syjonu. W "Jupiterze" znajdziemy stwory przypominające smoki lub jaszczury, trudno też przedstawicieli rządzącej dynastii Abrasax zaliczyć do ludzi, łowca Caine Wise pochodzi od wilka o innych już nie wspomnę. Działa to jak najbardziej na korzyść filmu.
Statki kosmiczne, obcy z innej planety i można odpłynąć do innego świata.
© foto: Warner Bros. Entertainment Inc.
Ziemia pozostaje własnością jednego z trzech spadkobierców dynastii Abrasax, Balema, którą odziedziczył po śmierci swojej matki. Królowa jednak odrodziła się w osobie Jupiter Jonas. Nieświadoma niczego dziewczyna żyje sobie, choć nie można powiedzieć że beztrosko, z rodziną matki zajmując się sprzątaniem mieszkań. Pewnego dnia odnajduję ją łowca Caine, któremu zadanie to zlecił Titus Abrasax, chcący sam przejąć panowanie nad Ziemią. Jego brat Balem ma zaś inne plany co do dziewczyny, planuje zabicie Jupiter, jako prawowitej spadkobierczyni Ziemi. Film jest pełen dynamicznej akcji, scen walki, toczących się bitew kosmicznych.
Znajdziemy tu połączenie dwóch, zupełnie odmiennych światów. Szalone abstrakcyjne połączenie. Proza życia zderza się ze światem wielkich intryg rządzącej gdzieś w kosmosie dynastii. Z tego połączenia po prostu musiało wyjść coś niesamowitego.
W rolę Jupiter Jones wcieliła się Mila Kunis, zaś łowcę Caina Westa zagrał Channing Tatum. Świetny film dla zwolenników science fiction i "Matrixa". Choć nie oszukujmy się, nic lepszego od "Matrixa" w tym gatunku jeszcze nie powstało.
Świetny film, kreacja bohaterów i gra aktorska (choć opinie są podzielone). Krytykiem nie jestem, jednak mnie ten film przekonał i chętnie obejrzę go raz jeszcze.
Komentarze
Prześlij komentarz