PODRÓŻ NA STO STÓP, Richard C. Morais
Zastanawiacie się pewnie gdzie się podziewają wpisy z marca, głucha cisza i posucha. Jednym słowem, d... i cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Wszystko to wina, tego delikwenta powyżej. Otóż podróż, którą obiecuje nam czytelnikom Richard Morais jest po prostu nużąca i jedyne czego pragniemy to dotrzeć jak najszybciej do jej celu. Rok temu, podczas upalnego lata, z każdego rogu ulicy krzyczały do mnie plakaty obwieszczające pojawienie się w kinach ekranizacji powieści R. Morais'a. Od tamtej pory, z niewyjaśnionych dla mnie przyczyn, zapragnęłam przeczytać wpierw książkę. Zdobyłam ją podczas świątecznych wyprzedaży i od tego czasu czekała na swoją kolej.
Zastanawiacie się pewnie gdzie się podziewają wpisy z marca, głucha cisza i posucha. Jednym słowem, d... i cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Wszystko to wina, tego delikwenta powyżej. Otóż podróż, którą obiecuje nam czytelnikom Richard Morais jest po prostu nużąca i jedyne czego pragniemy to dotrzeć jak najszybciej do jej celu. Rok temu, podczas upalnego lata, z każdego rogu ulicy krzyczały do mnie plakaty obwieszczające pojawienie się w kinach ekranizacji powieści R. Morais'a. Od tamtej pory, z niewyjaśnionych dla mnie przyczyn, zapragnęłam przeczytać wpierw książkę. Zdobyłam ją podczas świątecznych wyprzedaży i od tego czasu czekała na swoją kolej.
Niewiele mam szczęścia w tym roku do dobrej literatury, czego się nie dotknę okazuje się bublem stulecia. Pomimo super recenzji książki szczerze i z dobroci serca odradzam sięgnięcie po nią, bądź jej zakup. Po pierwsze lektura była dla mnie torturą z powodu kulinarnych zawiłości i podania części nazw w wersji nazewnictwa francuskiego. Ciężko się czyta, gdy nagle wyskakują wam takie francuskie słówka, bez jakiegokolwiek przypisu czy wyjaśnienia. Już pierwsze strony zasypują czytelnika nazewnictwem strojów i dań z Indii. Przybiera to poniekąd formę mało ciekawego wykładu na temat tamtejszej kultury.
Większa część tej około trzystu stronicowej powieści jest po prostu nudna, pozbawiona akcji, punktu kulminacyjnego i wyraźnego zakończenia. Przyznaję zdarzały się zabawne fragmenty, głównie z udziałem Madame Mallory i ojca głównego bohatera Hassana Haji. Właściwie sama powieść przybiera formę czegoś na wzór pamiętnika pisanego po latach.
"Podróż na sto stóp" opowiada historię życia Hassana, który wraz z rodziną przenosi się z Mumbaju do Londynu a następnie do Lumiere by w końcu dotrzeć do Paryża. Poznajemy bohatera we wczesnych latach jego dzieciństwa, gdy poznaje kulinarne tradycje swojego kraju i rodziny. Jego talent do gotowania odkrywa Madame Mallory, restauratorka z naprzeciwka, która przekazuje Hassanowi całą swoją wiedzę, prowadzi go przez świat smaków Francji.
Kilka słów o autorze, Richard C. Morais Amerykanin szwajcarskiego pochodzenia, były redaktor Forbesa, korespondent zagraniczny tego czasopisma, autor m.in. powieści "Pokonać dystans".
Jedno przesłanie warte jest uwagi. W podziękowaniach autor pisze "Może i ty, mimo że czasy nie są łaskawe, znajdziesz chwilę na posiłek w restauracji w towarzystwie prawdziwych przyjaciół i kochającej rodziny". Tym jakże szczerym życzeniem kończę dzisiejszy wpis. Na pocieszenie swoje i Wasze, ponoć film jest dużo lepszy, co rzadko się zdarza.
Gdzieś na świecie są zwolennicy tej książki, historia sama w sobie ma wielki potencjał, jednak sposób jej przedstawienia tego nie oddaje.
A na koniec sama słodycz, czyli przepis Madame Mallory na ciasteczka. :)
Komentarze
Prześlij komentarz